JOY BOX "XMAS"

03 stycznia 2017
Co to było za pudełko! Jak na świąteczny box przystało, zostało wypełnione po brzegi niespodziankami. Mam już kilku faworytów kosmetycznych, które na dłużej zagoszczą w mojej kosmetyczce. Czytajcie dalej, bo warto!

Produkty do zmywania makijażu u mnie przewijają się bardzo różne. Dermedic Hydrain jest w porządku, skutecznie usuwa makijaż oczu, nie podrażnia, ale nie wzbudza we mnie też jakiegoś ogromnego entuzjazmu. Porównywalny do wielu innych. 

Peeling Sylveco to dla mnie trochę zagadka. Pięknie pachnie trawą cytrynową i jednocześnie tak bardzo się różni od wszystkich ździeraków jakie do tej pory wpadły mi w ręce, że nie mogę się nadziwić. Przede wszystkim nie czuć żadnych drobinek, a jednak po całym zabiegu buzia wygląda na oczyszczoną i gładką. Nie miałam pojęcia, że można tak fajny efekt uzyskać w tak delikatny sposób.
Kiedyś w pudełku znalazłam balsam do ciała od Oillan i powiem Wam, że był doskonały. Moją opinię na jego temat znajdziecie TUTAJ. Gdy i tym razem znalazłam produkt tej marki bardzo się ucieszyłam, miałam nadzieję, że jest równie dobry co jego poprzednik. Nie pomyliłam się. Ostatnio moja skóra jest nadmiernie przesuszona, tak naprawdę już dawno nie miałam aż takiego problemu. Dodatkowe niespodzianki wcale nie ułatwiły mi pozbycia się tego problemu. Jak wiecie używam niezmiennie La Roche Posay z serii Effaclar (coś więcej na ich temat znajdziecie TUTAJ), ale przy obecnym, stanie skóry trochę się ograniczyłam. Oillan stał się moim opatrunkiem na "rany". Nie dość że moje niedoskonałości stały się mniej widoczne, to faktycznie cera ma się o niebo lepiej. Teraz w okresie zimy nie zapominajcie o dobrym nawilżaczu. Ten ze zdjęcia powyżej jest godny uwagi.


Paleta rozświetlaczy od Wibo chodziła za mną od dawna, ale jak na złość zlikwidowano szafkę w moim Rosmmanie i nie miałam okazji na zakup. Nie jest to jednak produkt, który będę chętnie widziała na swoich kościach policzkowych, a powiekach. Podoba mi się jak wygląda na oczach, dobrze sprawdza się w codziennym makijażu, więc jeśli macie okazję same sprawdźcie jak się prezentuje w formie cieni ;).

Te maski doprowadziły mnie do łez, ale ze śmiechu. Nie wiem czy jesteście takim typem osób jak ja. Jeśli kupuję na przykład nowy aparat, nie czytam instrukcji obsługi tylko sięgam po niego i metodą prób i błędów uczę się jego obsługi, często nie mając pojęcia przed długi czas o jego wszystkich funkcjach. Z kosmetykami czasami mam podobnie. A już na pewno z maseczkami od Garniera. Zwykle się je przecież nakłada i zostawia lub zmywa za jakiś czas. Nic skomplikowanego. Te egzemplarze też nie są niezwykłe, chociaż warto pamiętać aby ściągnąć wierzchnią warstwę by chwilę później przypominać Bukę z Muminków. Co do samych maseczek, nie dają niesamowitych efektów, ale twarz po ich użyciu jest przyjemna w dotyku i nawilżona. 

Oliwka Semilac o zapachu ananasa (a tak właściwie doszłyśmy z Komodną do wniosku, że to pinacolada) ma za zadanie odżywić i zmiękczyć skórki. Z moimi jeszcze sobie nie poradziła, ale to może kwestia systematyczności. Mnie po prostu jej brakuje w tym wypadku, bo nie szczególnie lubię zabawę przy paznokciach.

Catrice w odcieniu 18 Bloody Mary To Go zaskoczył mnie i to całkiem pozytywnie. Jego główną zaletą jest bardzo szybkie wysychanie. Nie lubię malować paznokci właśnie ze względu na długie oczekiwanie, aż lakier w stu procentach będzie suchy, a tu ot taka miła niespodzianka. I mimo, że to czerwień, której u mnie nie brakuje, to może nawet się polubimy.

Mój kochany Vianek, jak dobrze, że znalazł się w tym pudełku. Wiecie, nie tylko z suchością twarzy własnie się zmagam. Dłonie również potrzebują pomocy i ten krem bardzo dobrze działa na ten problem. Do tego przyjemny zapach i eko skład. Jakiś szczególnych wad się nie doszukałam, no może poza jedną, mógłby być bardziej zwarty i gęściejszy. Mogę jednak z czystym sumieniem polecić Wam te kosmetyki, używam ich do praktycznie każdej partii ciała i jestem zadowolona. 

Prysznic w towarzystwie tego olejku jest przyjemny, otulający pięknym, subtelnym zapachem, ale tak sobie myślę, że to w wannie najlepiej się sprawuje.W ogóle nie żałuję, że zrezygnowaliśmy z wanny, dopóki takie, często ciekawe kosmetyki nie wpadają w moje ręce.
Podobno ten olejek dobrze radzi sobie z bliznami czy rozstępami, no cóż nie mówię, że ja ich nie mam, ale jakoś nie zauważyłam zmian, Na pewno skuteczność zależy od częstotliwości stosowania, ale nawet regularne, a krótkie nie przyniosło specjalnych efektów. Natomiast samo nawilżanie zasługuje na 5+. Olejki u mnie zawsze się dobrze sprawdzają jako nawilżacze.
Bardzo lubię Yankee Candle, a ten sampler wyjątkowo pięknie pachnie. Macaron Treats to nie do końca zapach makaroników, ale smakowita szarlotka to już na pewno. 

4 komentarze

  1. Fajne pudełeczko, już od dawna podobają mi się ich produkty.

    Pozdrawiam serdecznie Zocha
    http://www.zocha-fashion.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę, też lubię ich produkty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ukrywam, że to drugi Joybox, którego żałuję, że nie kupiłam. Produkty firm, które lubię. Szczególnie Dermedic, których cena jest kolosalna. Wyjątek Wibo, ta marka średnio u mnie wypada. :-)

    OdpowiedzUsuń