Motocyklem przez Europę #2

06 września 2016



Po ostatniej dość długiej, podróżniczej lekturze, postanowiłam, że dam Wam trochę odpocząć i dopiero za jakiś czas opowiem jak dalej rozwinęła się nasza wyprawa. A było to tak...
W dalszej części naszej wycieczki odwiedziliśmy Zagrzeb. Zaczęło się całkiem przyjemnie. Piękna pogoda, super droga, tak właściwie nic poza pysznym jedzeniem nie było nam trzeba. Dom w którym się zatrzymaliśmy, co tu dużo mówić, był wspaniały i bardzo mnie zainspirował do dalszych zmian w naszym M. Co prawda nie zamontujemy okiennic w bloku (a szkoda!), ale że wciąż jestem na etapie upiększania czterech kątów to takie zderzenie z gustownie urządzoną przestrzenią było mi potrzebne. Co więcej, mieszkanie było bardzo dobrze usytuowane, dlatego do centrum przechadzaliśmy się pieszo. Zwiedzanie zaczęliśmy od słynnego targu Dolac, na którym zaopatrzyliśmy się w owoce...w tym najlepsze melony jakie w życiu jadłam!




Dalej postanowiliśmy iść na żywioł i poznać zarówno Górne jak i Dolne Miasto. Oczywiście nie będę nikogo oszukiwać, że nie robiliśmy tego w biegu. Jeden dzień na zwiedzanie Zagrzebia to zdecydowanie za mało, ale i tak nasze ekspresowe tempo pozwoliło nam na zobaczenie naprawdę sporej części.
Prosto z Zagrzebia ruszyliśmy w stronę Zadaru. Pragnęłam kąpieli w Adriatyku, a Jarek spełnił moje marzenie i zabrał mnie w tamte strony. W Zadarze byliśmy trzy dni. Noclegu poszukiwaliśmy jeszcze nad Balatonem, niestety było to dość trudne, ze względu na pełnię sezonu. Zależało nam przede wszystkim na garażu, czy parkingu i przyzwoitej lokalizacji. Oferta, którą wybraliśmy doskonale wpasowała się w nasze wymagania. Niestety okazało się, że jak na złość miejsce parkingowe zostało już zarezerwowane. Z pomocą przyszła nam właśnie osoba z ogłoszenia, załatwiając nocleg u swojej znajomej.
Nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądał nasz pokój, jednak cieszyliśmy się, że udało się go zdobyć i że znajduje się w bliskiej odległości od morza. Teraz żałuję, że zdecydowaliśmy się na ten dom, bo pomimo, że właścicielka bardzo serdeczna, miła i pomocna, to sam pokój w którym zmuszeni byliśmy spędzić więcej czasu niż planowaliśmy, ze względu na wirusa, który dopadł nas oboje, mocno mnie rozczarował. Być może choroba w połączeniu z kiepskim wyborem miejsca noclegowego przysłoniły nam nieco uroki miasta. Swoją drogą było piękne, wąskie uliczki, organy morskie, zabytkowe Forum, urokliwe knajpki, to wszystko tworzyło niepowtarzalny klimat. Mieliśmy jednak ochotę zdecydowanie na więcej. Planowaliśmy wyprawę na Pag i Kornati, ale kłopoty zdrowotne pokrzyżowały nasze zamiary.















Drogę powrotną postanowiliśmy skrócić o wizytę nad Balatonem, a w zamian odwiedzić Bratysławę. Odcinki które pokonywaliśmy były tym razem, nieco dłuższe, ale do wytrzymania. Z Zadaru wróciliśmy do Zagrzebia, gdzie zatrzymaliśmy się bardziej na uboczu. Dom ulokowany był na dość stromej górce, więc zjazd z niej był niezłą frajdą, tak samo jak piękny ogród, do którego można było się dostać schodząc wąskimi schodkami w dół.

To były zupełnie inne widoki, ale nadal zapierające dech w piersiach. Czułam się tam prawie jak u siebie. Nie mieliśmy, zbyt wiele czasu, ale odwiedziliśmy również centrum. Znaliśmy już dobrze trasę, którą się poruszaliśmy, więc czuliśmy się swobodniej, nie zastanawiając, którędy mamy iść. Oboje stwierdziliśmy, że Zagrzeb, to nasz ulubiony punkt tej wyprawy.
Około 450 km dalej, zatrzymaliśmy się na osiedlu domków jednorodzinnych w Bratysławie. Świetna lokalizacja, garaż, piękny dom i jak się okazało niesamowicie przyjaźni gospodarze utwierdzili nas w przekonaniu, że przystanek w tym miejscu to doskonały pomysł. Zwiedziliśmy Stare Miasto, do którego dostaliśmy się trolejbusem. Śmieję się, że nadrobiliśmy transport komunikacją miejską za cały rok. I tym razem zachwyciły mnie wąskie uliczki, nadające niepowtarzalnego klimatu stolicy Słowacji. To również tutaj chyba najgorzej ulokowaliśmy ponad 14 euro. Z ciekawości wybraliśmy się na taras widokowy Ufo. Widoki z góry niepowtarzalne, jednak dla 3 minut nie wiem czy bym powtórzyła tę przyjemność. Czuję jednak niedosyt, zdecydowanie mieliśmy za mało czasu na zwiedzanie. To znak, że musimy koniecznie tam wrócić.
Zastanawiacie się jak przebiegła sama podróż? Muszę przyznać, że zadziwiająco dobrze. Największy problem miałam na początku, było strasznie niskie ciśnienie, które natychmiast odczułam. Może byłoby lepiej, gdybym nie urządziła sobie nocnego sprzątania tuż przed wyjazdem...zamarzyło mi się wrócić do czystego mieszkania ;). Takie kombo poskutkowało niesamowitą sennością. Całą resztę drogi mieliśmy bezproblemową. Jarek doskonale poradził sobie logistycznie z całym przedsięwzięciem. Planował trasy, załatwiał noclegi. Ja do perfekcji opanowałam pakowanie. Uważam, że gdyby nie kłopoty zdrowotne, byłoby za różowo, a tak przynajmniej równowaga została zachowana. Jedyne czego żałuję to, że ten czas tak szybko płynie, ale za to mamy rewelacyjne wspomnienia.

2 komentarze